- 2025-05-29
- 86
- 14 minut czytania
Najczęstsze błędy początkujących przedsiębiorców i jak ich unikać

Zaczyna się od pomysłu. Masz energię, trochę odwagi i ogromną chęć, żeby stworzyć coś własnego. Może to marka osobista, może sklep, może usługi, a może kurs online. Czujesz ekscytację do momentu, gdy przychodzi rzeczywistość: długie listy zadań, brak odpowiedzi na ofertę, niska sprzedaż, słabe efekty działań.
Nie chodzi o to, że nie masz potencjału. Nie zawsze wynika z kiepskiego pomysłu czy braku umiejętności. Chodzi o to, że po drodze możesz wpaść w kilka bardzo typowych pułapek. Takich, które nie wyglądają jak wielkie błędy — raczej jak coś, co „tak się po prostu robi”. Tylko że te rzeczy potrafią skutecznie zniechęcić, wyczerpać i zatrzymać najlepszy nawet pomysł.
W tym artykule znajdziesz najczęstsze błędy początkujących przedsiębiorców i propozycję sposobów, jak sobie z nimi poradzić zanim zrezygnujesz z tej przygody zwanej przedsiębiorczością.
Budujesz firmę w modelu, który do Ciebie nie pasuje
Widzisz, jak inni robią biznes: nagrywają rolki, robią webinary, mają piękne brandingowe sesje zdjęciowe. I próbujesz robić to samo. Ale po trzech tygodniach jesteś wykończona, sfrustrowana i masz ochotę zniknąć z sieci.Bo to nie Twój rytm. Nie Twoja droga. Nie Twoja forma wyrażania siebie.
Własny biznes to szansa na stworzenie środowiska pracy, które działa zgodnie z Twoim charakterem, energią i stylem życia. Jeśli jesteś introwertyczką, nie zmuszaj się do codziennych stories z twarzą. Jeśli masz mało czasu, nie zakładaj, że zrobisz kurs online w dwa tygodnie. Zamiast kopiować: zatrzymaj się. Zapytaj siebie: co lubię robić? W czym jestem dobra? Jaka forma kontaktu z ludźmi jest dla mnie naturalna? I dopiero wtedy buduj strategię.
Myślisz o działaniach, nie o systemie
Nagrałaś rolkę na Instagrama, bo teraz to trenduje? Świetnie. Ale co dalej? Gdzie ma trafić odbiorca? Czy wie, co może u Ciebie znaleźć? Jak wygląda ścieżka od pierwszego kliknięcia do zakupu? W którym miejscu lejka sprzedażowego jest ten materiał? Co się wydarzy, jeśli nagle wygeneruje dużą sprzedaż? Czy masz przygotowaną procedurę? Jak to wpłynie na podatki w najbliższym okresie rozliczeniowym? Czy będziesz potrzebować dodatkowej osoby do obsługi? Jak wpłynie to na Twój czas, inne projekty, koszty?
Własny biznes to nie tylko wykonanie zadania. Marketing wpływa na sprzedaż, sprzedaż wpływa na produkcję, ta z kolei na logistykę, księgowość, zasoby ludzkie. To system naczyń połączonych. I im szybciej to zobaczysz, tym mniej będziesz się frustrować. Nie chodzi o to, żeby robić więcej. Chodzi o to, żeby robić mądrzej.
Zanim wykonasz kolejne działanie, zatrzymaj się i zadaj sobie kilka prostych pytań:
- Po co to robię? Co ma się wydarzyć po tej rolce, po tym poście, po tym webinarze?
- Gdzie to prowadzi? Czy mam jasno określoną ścieżkę, którą idzie mój klient?
- Co się stanie, jeśli to się uda? Czy jestem gotowa na większe zainteresowanie, większą sprzedaż, więcej zapytań?
Zacznij myśleć nie tylko zadaniami, ale etapami. Połącz kropki. Zrób sobie prostą mapę: jak klient trafia do Ciebie, co od Ciebie dostaje, jak podejmuje decyzję, co się dzieje po zakupie.
Nie komplikuj — ale zacznij planować bardziej świadomie. Bo strategia to nie wielki Excel. To umiejętność widzenia rzeczy w powiązaniu.
Trzymasz się tylko tego, co potencjalnie się opłaca
Szukasz tematów, które „mają potencjał”, ofert, które się sprzedają, nisz, które działają u innych. I to zrozumiałe. Ale jeśli ciągle ignorujesz własne zainteresowania, impulsy, intuicję, okazje, które przychodzą niespodziewanie — możesz przegapić to, co naprawdę Twoje. Nie bój się testować rzeczy, które nie są idealnie skalkulowane. Zrób przestrzeń na eksperymenty i robienie czegoś totalnie „nie w twoim stylu”. Bo czasem największy przełom przychodzi tam, gdzie nikt go nie planował.
Zadaj sobie pytanie: czy ja to wybieram, bo mnie to naprawdę ciekawi, czy dlatego, że inni mówią, że tu są pieniądze? Jeśli odpowiedź to „bo się opłaca” — nie ma w tym nic złego. Ale spróbuj zrobić miejsce także na to, co Cię naprawdę porusza.
Stwórz sobie przestrzeń testową: jedno małe działanie w tygodniu tylko z ciekawości, tylko z pasji, tylko „na próbę”. Pójdź na spotkanie, które wydaje się błahe, zapisz się na wolontariat, który ma dość luźny stosunek z tym co robisz na co dzień w swoim biznesie. Sprawdź, co się dzieje, gdy nie planujesz ROI, a po prostu dajesz sobie pozwolenie na eksperyment. I rozmawiaj z ludźmi. Czasem największe szanse pojawiają się nie w tabelce z analizą rynku, ale w rozmowie przy kawie.
Oczekujesz, że efekty przyjdą natychmiast
Wypuściłaś nowy produkt, napisałaś post, wrzuciłaś landing page. Mija tydzień. Zero zapisów, zero sprzedaży, zero komentarzy. I co się dzieje? Pojawia się frustracja, zwątpienie, myśli w stylu: „Może to jednak nie dla mnie”. Ale wiesz co? To nie znaczy, że zrobiłaś coś źle. To znaczy, że jesteś w procesie.
Efekty w biznesie nie przychodzą z dnia na dzień. Twoi odbiorcy potrzebują Cię poznać, zrozumieć, zaufać. I dopiero potem mogą się zdecydować na zakup. Nie rezygnuj za wcześnie. Daj swojej marce czas na dojrzewanie. Czasem to 3 miesiące, czasem rok. Ale każda publikacja, każda rozmowa, każda próba — to krok do przodu.
Myślisz, że sukces to to, co widać
Często porównujesz się z innymi. Patrzysz na ich feedy, profesjonalne zdjęcia, błyskotliwe opisy, współprace, wystąpienia, lajki. I czujesz, że Twoje działania są zbyt małe, zbyt ciche, zbyt zwyczajne. Porównujesz swoje zaplecze z cudzą sceną. Tymczasem dużo magii dzieje się właśnie tam, gdzie nie ma brokatu. W procesie tworzenia oferty, w rozmowach z klientami, w chwilach zwątpienia i powrotu. W codziennej, spokojnej pracy. Bez fleszy. Bez braw.
To, czego nie widać, często ma największy ciężar. To Twoje decyzje, których nikt nie oklaskuje. Godziny spędzone nad poprawkami. Praca nad produktem, zanim jeszcze ktokolwiek o nim usłyszy. Odpowiadanie na wiadomości klientów, nawet gdy jesteś zmęczona. Budowanie biznesu to codzienna, cicha praca, która zmienia coś realnego w czyimś życiu, nawet jeśli nie dostaje lajków. I właśnie w tym jest prawdziwa siła – nie w tym, jak wygląda, ale w tym, co robi.
Zanim znowu pomyślisz: „inni są dalej”, zatrzymaj się i zadaj sobie pytanie: czy porównuję proces do efektu?. Większość rzeczy, które Cię inspirują, powstała przez miesiące, a czasem lata niewidocznej pracy. I Ty też tak pracujesz – tylko że na innym etapie.
Spróbuj dokumentować swój proces – nie po to, żeby się pokazać, ale żeby zobaczyć, jak wiele robisz. Czasem warto przypomnieć sobie: nie muszę być głośna, żeby być skuteczna. Nie muszę wyglądać jak sukces, żeby nim być.
Wybierasz hałas zamiast sensu
Nie wszystko, co brzmi pewnie, jest prawdziwe. Nie każdy, kto mówi głośno i z przekonaniem, ma wiedzę, która pasuje do Twojej sytuacji. W świecie online łatwo pomylić charyzmę z kompetencją. Łatwo uwierzyć, że skoro ktoś ma zasięgi i błyskotliwe slogany, to wie lepiej.
Ale Twoja droga nie musi wyglądać jak czyjś schemat z kursu. To, że coś zadziałało u kogoś w innym modelu biznesowym, z innymi zasobami, w innym życiu — nie znaczy, że zadziała u Ciebie.
Nie odrzucaj wiedzy. Ale testuj ją z filtrami:
- Czy ta osoba zna mój kontekst?
- Czy mówi z pozycji doświadczenia, czy tylko przekonań?
- Czy to, co słyszę, wzmacnia mnie — czy sprawia, że zaczynam w siebie wątpić?
Nie musisz być uczennicą każdego, kto mówi „tak trzeba”. Masz prawo być swoją własną ekspertką. I ufać sobie nawet wtedy, gdy robisz inaczej niż głosy z Internetu. Zwłaszcza wtedy.
Słuchasz wszystkich, tylko nie siebie
Wiedza jest wszędzie. Podcasty, webinary, kursy, poradniki. I nie ma w tym nic złego. Ale jeśli po każdej konsultacji czujesz się bardziej zagubiona niż wcześniej, to może znak, że przestałaś ufać sobie. Twoja intuicja to nie wymysł. To kompas, który warto traktować serio. Jeśli czujesz, że coś „z Tobą nie rezonuje”, to nie musisz tego robić — nawet jeśli jakiś ekspert mówi, że „tak trzeba”.
Eksperckość to nie formułka. To umiejętność podejmowania decyzji na podstawie wiedzy, ale też samoświadomości. Naucz się odróżniać wiedzę od szumu. I słuchaj siebie nie tylko wtedy, gdy wszystko gra, ale też wtedy, gdy czujesz opór.
Zrób proste ćwiczenie:
Wypisz trzy porady, które ostatnio usłyszałaś lub przeczytałaś – takie, które zapadły Ci w pamięć albo wywołały niepokój. A teraz przy każdej z nich odpowiedz szczerze:
- Czy to jest zgodne z tym, jak chcę prowadzić biznes?
- Czy jestem gotowa to przetestować, czy tylko czuję presję, żeby „tak robić”?
- Co mówi moja intuicja, kiedy myślę o tej konkretnej wskazówce?
Nie kończysz, bo ciągle zmieniasz
Masz w sobie mnóstwo pomysłów. Jednego dnia tworzysz kurs, drugiego – planujesz e-booka, a trzeciego budujesz ofertę konsultacji. Na papierze wszystko wygląda obiecująco, czujesz ekscytację… ale po kilku dniach coś się zmienia. Pojawia się inny pomysł. A może lepszy? Bardziej opłacalny? Bardziej „trendy”? Zmieniasz więc kierunek. I znowu jesteś na początku. Tylko że tym razem – bardziej zmęczona, bardziej rozczarowana, bardziej niepewna, czy to kiedykolwiek „zaskoczy”.
To nie musi być kwestia braku determinacji. Często to brak decyzji. Brak zatrzymania się na chwilę i zapytania siebie: po co ja to właściwie robię? Czy to naprawdę wspiera mój biznes? Czy to pasuje do mojego życia, do rytmu mojej rodziny, do moich wartości? Zmienność może być kreatywna. Może być impulsem, który Cię rozwija. Ale może też być mechanizmem obronnym – przed zderzeniem się z rzeczywistością, przed oceną, przed ryzykiem, że coś się nie uda. A jeszcze częściej – wynika po prostu z braku refleksji, co działa, a co nie. Co przynosi efekty, a co tylko odciąga Cię od celu.
Zrób prosty audyt. Wypisz ostatnie 3 pomysły, które zaczęłaś, ale nie skończyłaś. Przy każdym zapisz:
- Co było w tym dla mnie ważne?
- Dlaczego przestałam?
- Czy warto wrócić — czy definitywnie zamknąć temat?
Potem wybierz jeden projekt, który jesteś w stanie doprowadzić do końca w najbliższych 2–4 tygodniach. Ustal minimum: co oznacza „dokończone”? I trzymaj się tego. Zamknij jeden temat, zanim otworzysz kolejny. Zobacz, co się wydarzy.
Próbujesz być wszystkim naraz
Na początku robisz wszystko. Piszesz posty, uczysz się montować filmiki, próbujesz ogarnąć newsletter, robisz mini sesję zdjęciową telefonem w kuchni między obiadem a rozmową z klientką. Tylko że po pewnym czasie to wszystko przestaje być ekscytujące, a zaczyna być zwyczajnie ciężkie. I choć z zewnątrz wygląda to jak kreatywna niezależność, w środku czujesz, że nie masz już siły być „całym zespołem”. Że Twoja energia zamiast płynąć w to, co najważniejsze — utknęła w technicznych szczegółach.
Nie musisz delegować od razu wszystkiego. Ale może montaż filmów do social mediów nie musi być na Twojej głowie. Może ktoś inny może opisać Twoje nagranie. Może tekst do newslettera możesz podyktować na głos, a ktoś go później doszlifuje. Może drobne zadania administracyjne — wystawianie faktur, sprawdzanie skrzynki — przejmie asystentka na kilka godzin tygodniowo.
To naprawdę nie musi być rewolucja. To może być po prostu decyzja: nie muszę już dźwigać wszystkiego sama. Bo im mniej siły zostawiasz na to, co Cię męczy, tym więcej możesz włożyć w to, co Cię naprawdę porusza.
Lekceważysz swoje ciało i potrzeby
Zmęczenie nie powinno być Twoim domyślnym stanem. Ale często tak właśnie jest. I choć próbujesz nadgonić, to w środku czujesz coraz większy chaos.
Zmęczenie to nie dowód ambicji. To sygnał, że coś działa nie tak. I jeśli go zignorujesz, doprowadzi Cię do frustracji, wypalenia i obojętności.
Nie chodzi o wielką rewolucję. Czasem wystarczy zatrzymać się na chwilę i uczciwie zapytać siebie: czy ja w ogóle jeszcze mam siłę cokolwiek czuć? Bo bywa, że działasz, robisz, ogarniasz — ale Twoje ciało już od dawna krzyczy, a Ty je zagłuszasz kolejnym zadaniem z listy.
W biznesie, który budujesz z pasją, łatwo wpaść w tryb działania bez końca. Szczególnie kiedy łączysz to z byciem mamą, partnerką, domową ogarniaczką wszystkiego. Łatwo wmówić sobie, że zadbanie o siebie to luksus. Że jak już „wszystko ogarnę”, to wtedy przyjdzie czas na odpoczynek. Tylko że ten moment często nie przychodzi. I zanim się obejrzysz, funkcjonujesz z głową pełną pomysłów i ciałem, które ledwo nadąża.
Dlatego wróć do podstaw. Zatrzymaj się. Zrób coś prostego. Zjedz coś ciepłego. Idź na spacer. Połóż się na chwilę w ciszy. Odpuść jeden post, jedną odpowiedź na maila, jeden punkt z listy. Nie po to, żeby się zaniedbać, tylko po to, żeby się usłyszeć.
Twoje ciało to nie przeszkoda. To współzałożycielka Twojej firmy. Jeśli o nie zadbasz, ono zadba o Ciebie. A zmęczone ciało nie stworzy szczęśliwego biznesu — nawet jeśli masz najlepszy plan świata.
Słowo na koniec
To nie jest lista do odhaczania. To zaproszenie do refleksji. Do zatrzymania się na moment. Do spojrzenia z czułością nie tylko na swój biznes, ale przede wszystkim — na siebie samą w tym biznesie.
Budowanie firmy to nie tylko zadania, cele i wyniki. To także emocje, przekonania, codzienne decyzje podejmowane z dzieckiem na kolanach, z obiadem w połowie ugotowanym, z głową pełną myśli. To relacja z samą sobą. To momenty, w których masz ochotę wszystko rzucić, i te, w których przypominasz sobie, po co to w ogóle robisz. To nauka stawiania granic. Testowania bez lęku. Szukania swojego rytmu i swojego stylu pracy — nie takiego, który wygląda dobrze na Instagramie, ale takiego, który realnie działa w Twoim życiu.
Nie musisz robić wszystkiego perfekcyjnie. Nikt z nas nie robi. Ale warto wiedzieć, dlaczego robisz to, co robisz. I dla kogo. Wtedy łatwiej wracać na swoją ścieżkę, kiedy zgubisz krok. I łatwiej odpuścić to, co nie Twoje. Działanie z miejsca spójności, a nie ciągłego porównywania się, przynosi spokój. A spokój to przestrzeń. Na mądre decyzje. Na strategie, które nie wypalają. Na efekty, które nie kosztują Cię zdrowia.
Zatrzymaj się. Oddychaj. Zobacz, co Cię woła. Co jest naprawdę Twoje. Co chcesz zbudować — nie na pokaz, tylko na lata. Nie musisz być idealna. Ale możesz być świadoma. Możesz być obecna. Możesz być sobą. I to już ogromna różnica. I ogromna siła.